Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: hajlowanie
Data dodania: 4 lipca 2011

Paweł Kukiz zagrał się już chyba na śmierć. Grał dla Tuska, teraz zagrał przeciw Tuskowi. Nie chodzi o to, że zmienia poglądy. Każdy ma prawo, nawet jeśli poglądy zmienia zanim je nabędzie. Kukizowi zamarzył się rząd dusz. Zawsze kiedy artyści marzą o rządzie dusz, wydarzają się nieszczęścia. Szczęście, jeśli te nieszczęścia wydarzają się tylko marzącym. Kukizowi właśnie się wydarzyło.

Artystyczne granie dla protestujących tłumów kojarzy się z wielką historią: strajkami, przewrotami politycznymi, rewolucjami. Stocznia, kijowski majdan, czy o wiele wcześniej rewolucja goździków. 30 czerwca Kukiz zagrał na zwyczajnej związkowej demonstracji, nawołującej do podwyższenia płacy minimalnej i obniżenia akcyzy na paliwo. Czy śpiewając tango o posłance Beger (lubię seks jak koń owies) Kukiz nawoływał do użytkowania alternatywnych, proekologicznych środków transportu? Czy śpiewając brutalną, ale socjologicznie prawdziwą piosenkę „Rowerek”, popierał protestujących czy też z nich kpił (warto zajrzeć do tekstu)? Zresztą słuchacze niespecjalnie interesowali się brzmieniem „Piersi”, woleli wycie własnych syren i piszczałek. Coraz mocniej zdenerwowany Kukiz zaciągał się na scenie papierosem i głupio prowokował, unosząc lewą rękę ku górze, w geście niby-hajlowania. Moro i glany dopełniały obrazu. Żałosnego, aż kpić się odechciewa.

Kukiz zgrał się, bo wszedł w politykę. Nie wtedy jednak, kiedy śpiewał ostre i kontrowersyjne kawałki o ZChN, postkomunistach i innych. Takie politykowanie i prowokacje są w historii rocka czymś normalnym. Ale Kukizowi śpiewanie nie wystarczyło. Jak wielu przed nim zamarzył o działaniu politycznym, o akcji bezpośredniej. Popełnił błąd wielu artystów, którzy uznawali, że – jak to określił Kundera – prawdziwe życie jest gdzie indziej. Łapali się na to złudzenie artyści o niebo więksi od Kukiza i potem długo chodzili na smyczy własnych złudzeń. Smycz trzymali w garści cwani politycy i ideologowie. Tak było w państwach totalitarnych. A dziś?

Dziś Paweł Kukiz ma wrażenie, że żyjemy w komunie. „Jest kilka PZPR-ów, kilka partii wodzowskich, które ścierają się między sobą” – wywodził w słynnym „Drugim śniadaniu mistrzów” (czyich?) z Donaldem Tuskiem w roli głównej. Omamiony polityką, sprowadzony do roli partyjnego celebryty, wierzgał i kąsał, by w końcu złożyć miłosne wyznanie: mam z panem kłopot, bo pana lubię. Tamto śniadanie musi odbijać się brzydko Kukizowi do dziś, skoro postanowił zagrać koncert dla demonstrującej klasy robotniczej z Solidarności.

Czy Kukiz decydując się na granie-wiecowanie, myślał na przykład tak: „obowiązkiem twórcy, kształtującego duchową dziedzinę życia narodu, jest wczuć się w tętno pracy mas ludowych, w ich tęsknotę i potrzeby, z ich wzruszeń i przeżyć czerpać natchnienie twórcze do własnego wysiłku, którego celem głównym i podstawowym winno być podniesienie i uszlachetnienie poziomu życia tych mas.”? Raczej chyba nie monologowałby takim językiem, bo to język Bieruta, z 1947 roku na dodatek. Ale czy – posługując się innymi słowami – nie o takiej solidarności artysty z tłumem myślał? Jeżeli myślał.

Kiedy jednak w wiecowym teledysku („szlachetnie” opublikowanym na internetowej stronie GW) przyglądałem się zniszczonej, zmęczonej twarzy Kukiza, kiedy obserwowałem, jak smutek zmaga się w nim z wkur…zeniem, poczułem coś w rodzaju solidarności. Solidarności dla niemal rówieśnika. W biografię pokolenia, które dorosło w nędznych, ale i wielkich czasach beznadziei i przełomów, w latach osiemdziesiątych, to, co dzieje się dziś musi wydawać się za małe, za miałkie, za zwyczajne. Musi czasem boleć jak stracona szansa. Do tego jeszcze dochodzi inna utrata, pewnie ważniejsza: lat, młodości, siły. Niewyrwanych kartek z kalendarza jest coraz mniej, coraz więcej natomiast rzeczy niezrobionych, możliwości niewykorzystanych. Przychodzi więc moment, że trzeba wszystko jeszcze raz – może ostatni – wywrócić, zaryzykować, licytując ostro. Ja w takim momencie uciekłem od polityki, od gadania o niej, Kukiz odwrotnie: w politykę uciekł. Nie wybrał dobrze.

Właśnie tak wolę myśleć o Kukizie, nie dopuszczając małostkowych podejrzeń, że to, co robi, to rozpaczliwa próba znalezienie miejsca na scenie, którą nazajutrz zajmą młodsi i modniejsi. Ratowania się przed losem Rosiewicza, któremu po słynnej piosence dla Michaiła Gorbaczowa pozostała jedynie estrada Radia Maryja.

O autorze
Tomasz Tyczyński (ur. 1960), absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; w latach 1989 – 1997 pracował w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. ubiegłego stulecia (jak to brzmi!) teksty o literaturze publikował w prasie literackiej i periodykach naukowych (Potop, Studia Norwidiana, Pamiętnik Literacki, Studia Polono-Slavica, Społeczeństwo Otwarte, Krytyka), a także w Gazecie Wyborczej oraz Programie I PR. Współautor monografii „Literatura rosyjska XX wieku” pod red. Andrzeja Drawicza; zajmował się też polskim romantyzmem i Norwidem, rosyjskimi teoriami i manifestami literackimi, strategiami literatury wobec „doświadczeń granicznych”; doktorat o twórczości Aleksandra Wata i Warłama Szałamowa pisał, ale nie napisał. W latach 1995 – 2007 pracował jako dziennikarz, m.in. kierował radomskimi redakcjami wszelkiego rodzaju: radiową, prasową i telewizyjną, uprawiał publicystykę kulturalną i społeczną. Od 2007 roku kierownik Muzeum Witolda Gombrowicza, oddziału Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2020 Muzeum Literatury