Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: dziennik intymny
Data dodania: 6 marca 2013

Prawie jak Zuzanna, bo podglądaczami nie są wyłącznie śliniący się starcy. Najpierw były plotki, potem pogłoski, a wreszcie wybrańcy przeczytali „dziennik intymny” Gombrowicza i ogłosili, że dowiemy się nie tylko, co Gombrowicza bolało i co myślał o bliskich, ale nawet jak często sypiał z kobietami, a jak częste stosunki miewał z mężczyznami. Za kilka miesięcy ukaże się niepublikowany notatnik autora „Pornografii”, a kampania marketingowa Wydawnictwa Literackiego stanie się wzorem, jak wykorzystać podświadome ciągoty do podglądactwa do szlachetnych celów: promocji literatury i kumulacji zysku. W końcu zarobek to też cel szlachetny, szczególnie dla zarabiającego.

Trudno wyrokować, co o sterowanym zamieszaniu wokół swoich notatek sądzić by mógł sam autor. Przypuszczam, że Gombrowicz świetnie by się odnalazł w świecie kultury, w którym hierarchie ustalają celebryci i medialne dziwactwa. Odnalazł, to znaczy wykorzystał, jak artyści-celebryci, którzy wiedzą, że dobra sztuka to za mało, potrzeba jeszcze sztuczek, które atrakcyjnie wypadną w forszpanie i na okładce. Potrzeba szpanu. Celebrować swoją wielkość i uświadamiać ją otoczeniu potrafił Gombrowicz jeszcze przed epoką Internetu i mody na sukces. Mistrz autopromocji, zniewolił swoich czytelników i badaczy na długo. Może nawet na zawsze.

Dlatego oprócz podglądackiego oblizywania się w oczekiwaniu na intymne zapiski autora „Operetki” pojawia się i inne pragnienie, szlachetniejsze w wyrazie. W poważnych publikatorach literaccy krytycy wyrażają nadzieję, że oto już wkrótce zobaczymy prawdziwą twarz Gombrowicza. Nie artystycznie upudrowany wizerunek z „Dziennika”, nie gębę pojawiająca się w prozie i dramacie, ale prawdziwą twarz autora „Operetki”, zbolałą, przerażoną, postarzałą nagle od astmy, serca, bezsenności, walki o przetrwanie. Twarz, na której odmaluje się prawda. Naga prawda.

Jest w tym pragnieniu, tak naprawdę nie różniącym się wiele od pragnień podnieconych podglądaczy, rodzaj podświadomej mściwości: oto ten, który tak wiele razy nabierał nas na swoją niby-autobiograficzną łże-szczerość; ten, który zrywał z nas maski przyrośnięte do twarzy, a potem udowadniał, że pod nimi jest jedynie kolejna gęba; ten, który zwodził nas minami i grymasami, kpiarz i prowokator, ukaże nam się nagi i prawdziwy. Wreszcie się dowiemy…

Właśnie, czego się dowiemy? Przecież wiemy już wszystko: że jesteśmy skazani na samotność, ale nie z braku drugiego, lecz z jego winy. Bo to on, Inny, sprawia, że istniejemy, kiedy na nas patrzy i od jego spojrzenia zależymy. Widzi jednak nie nas, lecz gębę, którą nam właśnie dorabia, gdyż nie może widzieć czegoś, czego nie ma, co jest stawaniem się i nieustanną zmianą.

W przekonaniu, że zobaczymy w „Kronosie” (tak zatytułowane mają być te notatki WG) Gombrowicza nagiego i prawdziwego jest naiwność opowieści, zarejestrowanej przez twórców nowego filmu dokumentalnego o argentyńskim etapie Gombrowiczowskiej biografii. Jedna z wspominających twierdzi, że udało jej się – jeden jedyny raz – podejrzeć „prawdziwą twarz” Gombrowicza, gdy myślał, że nikt na niego nie patrzy. Nikt? A on sam?

Najbardziej uważnym obserwatorem twarzy Witolda Gombrowicza był Witold Gombrowicz. Uważnym i bezlitośnie analitycznym – dlatego w „Dzienniku” kluczył i gubił tropy, podrzucając nowe klucze i wskazówki. Dlaczego intymne zapiski mają być wolne od autokreacji? Rozróżnienie na literacką kreację i życiową rzeczywistość traci sens w przypadku pisarza, który uprawiał „życiopisanie”. A zapisywanie tylko dla siebie natężenia bólu i lęku sens ma niewielki, bo to akurat się pamięta.

Film „Zabijcie Gombrowicza” pokażemy we Wsoli w maju. Kilkanaście dni wcześniej będziemy gościć Ritę Gombrowicz. Chcę zapytać ją, czy sensacyjnej publikacji „Kronosa” jako prawdopodobnie ostatniego niepublikowanego utworu Gombrowicza, nie zaplanowali przypadkiem z Gombrowiczem wtedy, gdy czynił ją strażniczką swojego literackiego życia po życiu. Nie wiem, czy tak było, ale bardzo bym chciał, żeby było. Nawet jednak jeśli pani Rita zaprzeczy, to i tak – jeśli wierzyć publicznym relacjom osób dopuszczonych do lektury rękopisu – „Kronos” jest kolejną prowokacją Gombrowicza: mistrzowską obroną przed kanonizacją i zmarmurzeniem.

„Jeżeli szczerość nie jest mi dostępna, jedyna dostępna mi szczerość polega na wyznaniu, że szczerość jest mi niedostępna.” I tyle.

O autorze
Tomasz Tyczyński (ur. 1960), absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; w latach 1989 – 1997 pracował w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. ubiegłego stulecia (jak to brzmi!) teksty o literaturze publikował w prasie literackiej i periodykach naukowych (Potop, Studia Norwidiana, Pamiętnik Literacki, Studia Polono-Slavica, Społeczeństwo Otwarte, Krytyka), a także w Gazecie Wyborczej oraz Programie I PR. Współautor monografii „Literatura rosyjska XX wieku” pod red. Andrzeja Drawicza; zajmował się też polskim romantyzmem i Norwidem, rosyjskimi teoriami i manifestami literackimi, strategiami literatury wobec „doświadczeń granicznych”; doktorat o twórczości Aleksandra Wata i Warłama Szałamowa pisał, ale nie napisał. W latach 1995 – 2007 pracował jako dziennikarz, m.in. kierował radomskimi redakcjami wszelkiego rodzaju: radiową, prasową i telewizyjną, uprawiał publicystykę kulturalną i społeczną. Od 2007 roku kierownik Muzeum Witolda Gombrowicza, oddziału Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2020 Muzeum Literatury