Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: benevento
Data dodania: 21 marca 2018

Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom…

 
4 marca, w nocy, w Udine, zmarł Davide Astorii, piłkarz i kapitan Fiorentiny. Miał ukrytą wadę serca, tak ukrytą, że nie znalazła jej nawet medycyna sportowa. Mecz ACF Fiorentina z Udinese Calcio oczywiście odwołano, podobnie jak wszystkie zaplanowane na tamten weekend.

Tydzień później Fiorentina zmierzyła się z Benevento, a mecz – jak twierdzili zgodnie komentatorzy – był emocjonujący głównie z powodu okoliczności, a nie gry w piłkę.

To oraz pozostałe spotkania dwudziestej ósmej kolejki Serie A poprzedziła minuta ciszy i inne gesty upamiętniające zmarłego piłkarza. Z tego powodu grę na stadionie florenckiej drużyny rozpoczęto nie o 12.30, lecz cztery minuty później. To ważne, liczby tego meczu domagają się uwagi.

Davide Astorii zmarł w wieku 31 lat. W Violi grał z numerem 13, dlatego mecz przerwano właśnie w trzynastej minucie, a na trybunach kibice ułożyli z kartoników żałobne puzzle z napisem „Davide 13”. W tej samej minucie lunął deszcz.

Jedyna bramka padła 13 minut później, w 26 minucie spotkania. Strzelił ją Victor Hugo, młody obrońca, który zagrał na pozycji wcześniej zajmowanej przez Astoriego. Na koszulce miał odwróconą trzynastkę, czyli 31. Ponieważ rozpoczęcie meczu się opóźniło, 26 minuta, w której Hugo zdobył zwycięskiego gola, wypadła punktualnie o 13.

Próbowałem opowiadać o tym splocie liczb i zdarzeń mężom biegłym w teologii, filozofii, literaturze, a nawet rachunku prawdopodobieństwa oraz jeszcze mądrzejszym niewiastom. Nawet nie mieli cierpliwości, by wysłuchać do końca. Wzruszali ramionami i patrzyli wymownie, a ja czułem się jak wiejska babka, wróżąca na dwoje i szukająca sensu w fusach wysychających na dnie szklanki wbitej w koszyczek z plastikowej plecionki. Musiałem radzić sobie sam, bo ów splot nie dawał mi spokoju.

I w końcu wymyśliłem: ta bramka wcale nie padła o trzynastej! Bo przecież w dniu meczu i wcześniej cała Europa odczuwała skutki konfliktu między Kosowem a Serbią. Gdzieś tak w połowie stycznia Kosowu zabrakło prądu. Według międzynarodowych umów brakujące megawaty powinna dostarczyć temu państewku sąsiadująca z nim Serbia. Nie zrobiła tego, więc z pomocą przyszły inne europejskie kraje.

Krótkie zaburzenie w przesyle energii elektrycznej miało jednak znacznie dłuższe skutki. Wkrótce prądu w sieci znów było dość, ale spadła jego częstotliwość. A wszystkie czerpiące energię z sieci zegary są uzależnione właśnie od częstotliwości prądu. I dlatego w całej Europie elektroniczne czasomierze zaczęły się spóźniać, nawet o sześć minut.

Prawdopodobnie więc w momencie, gdy Victor Hugo strzelał zwycięską bramkę dla Fiorentiny, była nie trzynasta, lecz kilka minut po. A skoro jedną liczbę z tego splotu okoliczności da się wypruć, to może da się rozbroić resztę?

Ulga to prawdziwa, bo za chwilę kolejne święta i znów nam, niedowiarkom i niewiarkom, przyjdzie zmierzyć się z jeszcze bardziej nieracjonalną historią.

Wynik tych zapasów jest z grubsza znany: pewnie po raz kolejny wykonamy gest Gombrowicza, zapisany w słynnym fragmencie „Dziennika”, opowiadającym o wigilii roku 1956 w Mar de Plata i słynnej burzy, którą autor Kosmosu „powstrzymał” wyciagnięciem ręki. A potem ponownie rozhulał, kolejnym gestem, „przez ciekawość”. Na trzecie uniesienie ręki już się jednak „nie odważył”:

Bardzo przepraszam. Po raz trzeci nie ośmieliłem się wyciągnąć ręki – i ręka moja do dziś pozostała „nie wyciągnięta”, skażona tą hańbą. Bez żartów, co za nędza! Jaka kompromitacja! Ja, który przecież nie jestem histeryk ani półgłówek! Więc jakże – żebym po tylu wiekach znaczonych rozwojem, postępem, nauką, żebym bynajmniej nie z żartobliwej, ale z poważnej, z solidnej obawy nie odważył się wyciągnąć po nocy ręki – podejrzewając, że „a nuż” ona rządzi burzą? Czy jestem człowiekiem trzeźwym, nowoczesnym? Tak. Czy jestem świadomy, wykształcony, zorientowany? Tak, tak. Czy znane mi są najnowsze osiągnięcia filozofii i wszystkie prawdy teraźniejszości? Tak, tak, tak. Czy jestem pozbawiony przesądów? Tak, na pewno! Ale, do diabła, skąd ja mogę wiedzieć – gdzie pewność, gdzie gwarancja, że ręka moja gestem magicznym nie zdoła wstrzymać albo uruchomić burzy?

I on tak serio, ten Gombrowicz? Z tymi pytaniami globalwioskowego głupka? Z tą dziecinną magią? No właśnie: naprawdę serio?

Gest zaniechania gestu, podszyty lękiem. Nawet jeśli żartował, to przecież bardzo, bardzo poważnie.

O autorze
Tomasz Tyczyński (ur. 1960), absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; w latach 1989 – 1997 pracował w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. ubiegłego stulecia (jak to brzmi!) teksty o literaturze publikował w prasie literackiej i periodykach naukowych (Potop, Studia Norwidiana, Pamiętnik Literacki, Studia Polono-Slavica, Społeczeństwo Otwarte, Krytyka), a także w Gazecie Wyborczej oraz Programie I PR. Współautor monografii „Literatura rosyjska XX wieku” pod red. Andrzeja Drawicza; zajmował się też polskim romantyzmem i Norwidem, rosyjskimi teoriami i manifestami literackimi, strategiami literatury wobec „doświadczeń granicznych”; doktorat o twórczości Aleksandra Wata i Warłama Szałamowa pisał, ale nie napisał. W latach 1995 – 2007 pracował jako dziennikarz, m.in. kierował radomskimi redakcjami wszelkiego rodzaju: radiową, prasową i telewizyjną, uprawiał publicystykę kulturalną i społeczną. Od 2007 roku kierownik Muzeum Witolda Gombrowicza, oddziału Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2020 Muzeum Literatury