Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: polak-katolik
Data dodania: 24 stycznia 2012

To był prawdopodobnie jeden z ostatnich epizodów Roku Miłosza. We Wsoli „wieczór słowno-muzyczny” o Litwie poety, w dobrym wykonaniu młodych artystów, z dobrze dobraną, nostalgiczną muzyką. Rzecz solidna, porządna, ładna niczym klasyczny nagrobek z kamienia wśród lastrikowych imitacji. Czy Miłosz już nam zmarmurzał? Rozmieniony na cytaty, nie ma nam już nic istotnego do powiedzenia?

Oczywiście, rok wieszcza święciliśmy godnie, działo się naprawdę dużo: konferencje, spektakle, koncerty, wznowienia i nowości, wybitni autorzy, radio, telewizja, Internet. Kolejne odczytania, monumentalna monografia Andrzeja Franaszka, zachwycającą krytyków tyleż rozmachem, co rozmiarem. A jednak niedosyt: Miłosza zabrakło w debacie publicznej. Przekornie można powiedzieć, że jedyną osobą, która poetę chciała do debaty publicznej (czyli szerszej niż interesująca specjalistów od literatury) była radiomaryjna posłanka i jej towarzysze, którzy protestowali przeciwko Miłoszowi, bo był – ich zdaniem – antypolski. To pewnie naiwność, ale marzy mi się takie życie publiczne, w którym odparcie ataku narodowców na poetę nie polega na wykpiwaniu i (wzajemnych zresztą) epitetach, lecz na poważnej i zrozumiałej dla szerokiej publiczności rozmowie. Choćby o tym, od jakiej polskości Miłosz się dystansował.

To wcale nie musi być trudne i nudne, to wyjaśnianie obolałych stosunków Miłosza z polskością, bardziej nawet – jak pisał – obolałych niż relacje z polskością Gombrowicza. Trzeba tylko znaleźć formę i język. Są w eseistyce Miłosza fragmenty, w których mówi wprost, jasno, dobitnie, zrozumiale: Polska mnie przeraża. Powiedzmy, że przerażała mnie przed wojną, podczas wojny, i przeraża całe te dziesięciolecia po wojnie. Jak powinien zachować się schwytany przez nią człowiek (urodzenie się tam czy język), jeżeli chce być rozumny, trzeźwy, spokojny, a przy tym uczciwy? Jeżeli uważa te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, po prostu dlatego, że w „normalnych” krajach tego nie ma? I ostatecznie, jeżeli 99 procent Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest to normalne. („Rok myśliwego”)

Miłosz nie mówi rzeczy przyjemnych, na przykład, gdy opowiada o swoim lęku przed, nomen omen, zbitką Polak-katolik, w imię której zupełnie niedawno obijano, a nawet zabijano, Żydów, czasem ich palono, podobnie jak ukraińskie wsie nie chcące się polonizować. Lęk Miłosza bierze się z młodości spędzonej w polskim – niepolskim Wilnie. Tamto doświadczenie pozwoliło mu na przykład przed ponad czterdziestu laty przewidzieć coś, co tak zaskoczyło dzisiejszych polityków – nawrót litewskiego nacjonalizmu, odpowiedzią na który zaczyna być nacjonalizm polski. Musimy jednak liczyć się z siłą inercji i z tym, że w próżni ideologicznej , jaka powstała, nacjonalizm czy w Polsce, czy w Litwie nieraz będzie wkraczał na utarte tory, jako że w historii każdego kraju istnieją powtarzające się wzory, patterns. Nie postuluję, by politycy czytali wiersze, ale mogliby przeczytać i zapamiętać choćby „List do Tomasa Venclovy” – uspokajam: krótki i treściwy. Poeci bowiem bywają obdarzeni słuchem, pozwalającym przewidywać bieg spraw, zanim obejmą go polityczne kalkulacje.

Moja naiwność ma jednak granice: wiem, że dziś w przestrzeni publicznej trudno o miejsce na sensowną debatę. Nie ma agory: prasa w zaniku i w polityce, Internet opanowany przez anonymousów, media elektroniczne przygniecione słupkami oglądalności i lizusowskim prostactwem. Nawet jeśli zdarzy się okienko dla intelektualistów, to tylko dla tych wytresowanych, którzy wiedzą od polityków, że nie trzeba mówić mądrze, wystarczy głośno i kontrowersyjnie. Dość popatrzeć na spolityczniałych i scelebryciałych akademików z obu stron barykady.

Polskiej inteligencji przez ostatnie dwadzieścia lat wmówiono, że nie istnieje, wygnano ją z publicznej debaty. Znudzona misją, kuszona dostatkiem, milczy w swoich gettach, popiskując jedynie, gdy mocniej uszczypnie się w rękę, by sprawdzić, czy snem już jest czy jeszcze jawą. Te piski czasem brane są mylnie za głos z wygnania. Mylnie, bo polski inteligent jest dziś jak ów polityczny emigrant, o którym pisał Miłosz w „Notach o wygnaniu”: Był świadom swego zadania i ludzie czekali na jego słowa, ale zakazano mu mówić. Tam gdzie teraz mieszka, może mówić, ale nikt go nie słucha i, co więcej, zapomniał, co ma do powiedzenia.

O autorze
Tomasz Tyczyński (ur. 1960), absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; w latach 1989 – 1997 pracował w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. ubiegłego stulecia (jak to brzmi!) teksty o literaturze publikował w prasie literackiej i periodykach naukowych (Potop, Studia Norwidiana, Pamiętnik Literacki, Studia Polono-Slavica, Społeczeństwo Otwarte, Krytyka), a także w Gazecie Wyborczej oraz Programie I PR. Współautor monografii „Literatura rosyjska XX wieku” pod red. Andrzeja Drawicza; zajmował się też polskim romantyzmem i Norwidem, rosyjskimi teoriami i manifestami literackimi, strategiami literatury wobec „doświadczeń granicznych”; doktorat o twórczości Aleksandra Wata i Warłama Szałamowa pisał, ale nie napisał. W latach 1995 – 2007 pracował jako dziennikarz, m.in. kierował radomskimi redakcjami wszelkiego rodzaju: radiową, prasową i telewizyjną, uprawiał publicystykę kulturalną i społeczną. Od 2007 roku kierownik Muzeum Witolda Gombrowicza, oddziału Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2020 Muzeum Literatury