Blogi Muzeum Literatury
Słowo kluczowe: Panna Farbelin
Data dodania: 24 maja 2011

A w musejonach znowu spokój. Po nocnym Polaków zwiedzaniu spuchnięte statystyki i nogi opiekunek ekspozycji, zadowoleni urzędnicy i mnóstwo sprzątania. Przerażone muzy wyłażą z kątów i biorą się za przywracanie porządku. Taka łamigłówka dla socjologów i pijarowców: dlaczego Polacy na tę jedną noc majową zamieniają grillowanie na musejowanie?

Z tym grillowaniem to nie do końca prawda. Skruszone wyrzutami sumienia świątynie muz pod osłonę Nocy skrywają elitaryzm jak wstydliwą chorobę, perwersyjnie rzucają się do plebejskich uciech i zamiast nudnych opowieści o przeszłości serwują zgłodniałym kultury masom zupę gulasz, suszi, cygańskie skrzypce, pokazy karate, hawajskie uciechy za płotem jenieckich obozów, a także masowe malowanie, śpiewanie, czytanie, rymowanie, obmacywanie cudów techniki i woskowych lalek, zbiorowe reakcje chemiczne i ludyczne rekreacje na dechach. Umarł Maciek, umarł, zatańczyłby jeszcze, od ucha, do rana, oj dana, dana…

To nic, że potem trzeba marmurowe posadzki szorować z plam po papryce, froterować podłogi po obertasach i hawajskich wygibasach, a urządzenia alarmowe uwalniać z gumy do żucia i kiełbasianych odcisków daktyloskopijnych. Nic to wszystko, bo przynajmniej przez parę dni, tygodni, miesięcy my – strażnicy muz na etacie – mamy wrażenie, że robimy coś równie potrzebnego jak bóstwa kultury masowej. Że jak one możemy błysnąć frekwencją i wyczuciem masowych gustów. Raz do roku, w Skiroławkach i gdzie indziej. Odeśpi się później.

Myśmy w tym roku nie pospali. Tuż po Nocy Muzeów we Wsoli Stefan Chwin. Przy kawiarnianych stolikach już nie tłumy, lecz czytające indywidua. Profesor Chwin lekko ironiczny, bardzo uważny, słowa miarkujący. Wypomina mi lekko, że w „Dzienniku dla dorosłych” wynajduję jedynie prowokacje, a przecież tam tyle innych kwestii, może ważniejszych. Może, ale przecie po to prowokował, bym był sprowokowany. W końcu jednak pytam o Gombrowicza, bo Gombrowicz w „Dzienniku…” Chwina tak obecny, że aż uwiera. Gombrem więc przechodzimy od historii i polityki do literatury, a tu Dominika znów występuje w roli krytyka idealnego, co to czyta więcej, niż autor wie, że powiedział. To też po spotkaniu autor „Panny Ferbelin” nie szczędzi dr Dominice komplementów, wcale chyba nie grzecznościowych.

Samą powieść czyta się świetnie, choć nie jest optymistyczna, inaczej niż taki choćby „Mistrz i Małgorzata” – bez wiary w to, że rękopisy nie płoną. Skojarzenie z Bułhakowem nasuwa się samo, bo wśród słuchaczy na honorowym miejscu pani Krystyna, Żona, w czerwonej sukni z połyskującej dyskretnie materii, usadzona na czerwonym fotelu, dziewiętnastowiecznym, a więc z epoki, z której państwo Chwinowie tak naprawdę przybywają. A i „Panna Ferbelin”, opowieść ewangeliczna, apokryf o powtórnym przyjściu Nauczyciela, polemiczny wobec Pisma, ten wiek dziewiętnasty naturalnie przywołuje.

W końcu XIX i w początkach XX wieku to jednak raczej przyjście Antychrysta testowano: u Dostojewskiego, Sołowjowa, ale i na przykład czytającego ich pilnie Aleksandra Wata. Autora „Bezrobotnego Lucyfera”, ironicznie przewrotnego opowiadania o tym, że szatan przestał być groźny dla człowieka, stał się żałosną figurą, gdyż ludzkość w swoim diabelstwie prześcignęła szatana. Watowi wydawało się, że jest świadkiem dotarcia do granic ostatecznych nowożytnej cywilizacji. Mylił się, bo nie ma takiego diabelstwa, od którego ludzie nie wymyśliliby gorszego. Wat przekonał się o tym boleśnie, dosłownie. To też temat z dziennikowych zapisków naszego gościa. Groza historii. Kiedy w którymś momencie rozmowy Stefan Chwin przypomina, że Wolne Miasto Gdańsk trwało zaledwie dwadzieścia lat, mimowolnie wtrącam: to tak jak nasza najnowsza wolność. – Niech pan tak nie mówi, to niebezpieczne – napomina Profesor, z ironicznym uśmiechem, ale …

Dziewiętnastowieczność smakowaliśmy również w kuluarach spotkania. Po kolacji na wiekowym czeczotowym stole ciasteczka, państwo Chwinowie smakują, chwalą, nas zachęcają. Wzbraniamy się, że niby pora późna, a pani Krystyna z uśmiechem do męża: no tak, zobacz, oni są rozsądni. A mówiąc tak, wydaje na ciasteczka wyrok – że niby my rozsądni, rozsądkiem skrępowani, tacy nieromantyczni? I w galop ku półmiskowi, aż drzazgi z lukrów i ciast kruchych, bo francuskich, idą. No, istna Samossiera cukiernicza, niech nikt nie myśli, że Polak nie romantyk.

Zapisuję te drobiazgi, okruchy, bo może ktoś przeczyta. O tym też rozmawialiśmy: o poczytności, o frekwencji i oglądalności, statystykach i wskaźnikach, tym wszystkim, co mami dzisiejszą kulturę wizją mas czytających i kultury spragnionych. Kiedyś elektryfikacja, dziś cyfryzacja. I obowiązkowy jeden procent. A literaturę czytać będą i tak nieliczni. Wystarczy porównać, ile komentarzy w Internecie (będącym ponoć przyszłością kultury) wzbudziły relacje z Nocy Muzeów, a ile czytanie z ust piłkarza Małeckiego.

Gazeta Wyborcza, w tym samym numerze, co nadzwyczaj obszerne relacje z muzeów, pomieściła subtelne rozważania speców od lip-readingu. Dociekali oni, czy piłkarz Małecki rzeczywiście powiedział do piłkarza Ntibazonkizy: „Co, kur…? Spier…, czarnuchu jeb…”. Specjaliści uznali ostatecznie, że piłkarz Małecki ozwał się do piłkarza Ntibazonkizy subtelniej, bo rzekł jeno: „Co? Spier… skur… jeb…”.

Każdy czyta, co woli. I tak jest dobrze.

O autorze
Tomasz Tyczyński (ur. 1960), absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; w latach 1989 – 1997 pracował w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 90. ubiegłego stulecia (jak to brzmi!) teksty o literaturze publikował w prasie literackiej i periodykach naukowych (Potop, Studia Norwidiana, Pamiętnik Literacki, Studia Polono-Slavica, Społeczeństwo Otwarte, Krytyka), a także w Gazecie Wyborczej oraz Programie I PR. Współautor monografii „Literatura rosyjska XX wieku” pod red. Andrzeja Drawicza; zajmował się też polskim romantyzmem i Norwidem, rosyjskimi teoriami i manifestami literackimi, strategiami literatury wobec „doświadczeń granicznych”; doktorat o twórczości Aleksandra Wata i Warłama Szałamowa pisał, ale nie napisał. W latach 1995 – 2007 pracował jako dziennikarz, m.in. kierował radomskimi redakcjami wszelkiego rodzaju: radiową, prasową i telewizyjną, uprawiał publicystykę kulturalną i społeczną. Od 2007 roku kierownik Muzeum Witolda Gombrowicza, oddziału Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2020 Muzeum Literatury