Blogi Muzeum Literatury
Poezja całą dobę
Data dodania: 3 marca 2014

W telewizji, która reklamuje się tym, że nie kłamie przez całą dobę, objawiła się poezja. Redaktorowi R., komentującemu spotkanie polityków, którzy zmężnieli nagle w chwili zagrożenia i zawiesili spór swój codzienny, przypomniał się wierszyk z lat dziecinnych, przez dziesięciolecia wbijany do szkolnych głów w imię nauki ojczystego języka i internacjonalistycznego patriotyzmu: są w Ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli, ale krwi nie odmówi nikt, wysączymy ją z piersi i z pieśni.

Rytmiczne jak salwa (albo i trzy salwy) wersy Broniewskiego peerelowska edukacja powinna zohydzić nam na zawsze, a jednak – usłyszane między jedną a drugą wiadomością z dziwnego frontu na słonecznym półwyspie – wywołują ciąg skojarzeń sprawiający, że czarnobiałe informacje z kolorowego telewizora stają się mniej oczywiste, mniej oczywista przypomina się historia, tęskniąca do powtórzeń, dziejąca się na naszych oczach, ciemna jak katarakta.

Broniewski był uwodzicielem, uwielbiał, gdy jego wiersze wprawiały w ruch społeczną rzeczywistość. Wprawiały naprawdę, także wtedy, gdy cały naród miał stanąć przeciwko czołgom, które przecież papierowe, podobnie jak działa i samoloty, aż okazało się, że to czerwone to nie plakatówka, nie farba drukarska, lecz krew. Krwi nie odmówi nikt, ale nie od wszystkich Ojczyzna chciała krew przyjąć.

Władze II Rzeczpospolitej w 1939 roku, gdy wojna wydawała się nieunikniona, nie przyjmowały od komunistów nie tylko ochotniczej gotowości do przelania krwi, ale i wpłat na fundusz obronny. Tak przynajmniej pisał Wiktor Kubar, przedwojenny działacz KPP, we Wspomnieniach o Broniewskim. Rozterki komunistów, czy bronić kraju, który jest więzieniem proletariatu, dla działaczy KPP wcale nie metaforycznym, rozstrzygał – jak wspominał Kubar – wiersz Broniewskiego: Nie było już wówczas partii, ośrodka organizacyjnego i ośrodka myśli politycznej. a jednak to samo działo się i we Wronkach, i w Sieradzu, i w Piotrkowie. We wszystkich więzieniach Polski. Powtarzano tam wtedy wiersz napisany w kwietniu 1939 roku przez Broniewskiego. Wiersz, który brzmiał jak partyjna dyrektywa.

Wkrótce Broniewski – na mocy innej dyrektywy wydanej przez inną, choć pobratymczą, partię – sam mógł sprawdzić, jak poezja brzmi w więziennej celi. Aresztowany przez sowieckich okupantów we Lwowie razem z grupą mocno lewicujących literatów, którym udało się uciec przed hitlerowcami, trafił do więzienia na Zamarstynowie, w dzielnicy znanej przed wojną głównie z fabryki wódek Baczewskiego, w której produkowano świetny winiak. Siedział w jednej celi z Aleksandrem Watem i uwodził, nie przestawał uwodzić. Z pieśnią na ustach, oczywiście, nawet w kacecie:

A Władzio był niesłychanie dzielny, z ogromną siłą, jakieś orlątko. I nie tylko w tym szczerze go podziwiałem. Ja chodziłem inteligenckim krokiem, biegałem w kółko po tej celi. A on – zazdrościłem mu tego –  chodził żołnierskim krokiem, wybijał takt i śpiewał wszystkie legionowe pieśni. Cały czas śpiewał, pięć dób śpiewał – opowiadał Wat Miłoszowi po wielu latach, z niesłabnącym zachwytem, wciąż uwiedziony.

Dlaczego fragment ze szkolnych wypisów, zacytowany przez politycznego komentatora, zaprowadził mnie w te więzienne korytarze? Może w pogoni za żywotnością, nie tylko literacką, ale i zwykłą, codzienną, za głodem życia, który Broniewskiemu kazał śpiewać w kacerze, i zjadać straszliwie słone śledzie, których nie mogli przełknąć współwięźniowie, i zaczarować młodego bundowca spod tej samej celi, by oddał mu cały zapas cukru w kostkach?

Głód życia wbrew sinym chmurom, które dziś – prognoza pogody dziwnie rymuje się z historią – na nasze niebo przygonił wiatr z południowego wschodu.

Słowa kluczowe: , ,

Komentarze
  • monika 6 marca 2014

    Witam!
    Miałabym pytanie do Pana, czy mogłabym prosić o kontakt e-mailowy, (dotyczy oczywiście Gombrowicza)

  • TT 7 marca 2014

    Bardzo proszę: t.tyczynski@muzeumliteratury.pl

    Pozdrawiam serdecznie.

  • Dodaj komentarz:

    Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury