Maszerują chłopcy, maszerują… I niech im będzie na zdrowie, jeśli się nie przeziębią. Mamy wolność, więc mogą maszerować także w obronie wolności. Dziś nic za to nie grozi, odwaga staniała. A gdy tanieje odwaga, w cenie jest rozum. Myśl wcale nie nowa, ale dziś nie oczywista. Przytłumiona paplaniną, zapaćkana śliną i błotem. Jedna z tych wartych powtarzania, trzynastego grudnia i w każdy inny dzień przeklętego polskiego kalendarza.
Powtarzać więc warto, że łzy i krew nie są policzalne i nawet jedna kropla, i jedna łza to za wiele. Że mniejsze zło nie przestaje być złem, a wybór – choć tragiczny – złoczyńcy w zbawcę nie przeaniela.
Że w wojnie domowej, nawet prawie bezkrwawej, nie ma zwycięzców, są tylko pokonani. Ale nie znaczy to, że bezbronni przestają być ofiarami zbrojnych.
Że słabość pozostaje słabością, lęk lękiem, a kapitulacja kapitulacją i nie pomoże żadna sofistyka, żadne gadanie, że ci na wolności mieli gorzej niż ci uwięzieni. Nie jest bez różnicy, czy przez kraty zagląda się do celi, czy też z niej wygląda na świat.
Że historia daje się interpretować, ale nie jest z gumy: naginana do politycznej propagandy może, niczym policyjna pała, odwinąć się bolesnym ciosem.
Że łącząc zbrodnię katyńską z katastrofą prezydenckiego samolotu w obłędny narodowy kompleks, wcale nie podnosi się rangi dziewięćdziesięciu sześciu absolutnie niepotrzebnych ofiar, lecz przysłania śmierć tamtych wojennych tysięcy. Mord strzałem w tył głowy nie jest tym samym, co śmiertelny finał lądowania tupolewa, który w ogóle nie powinien wystartować.
Że nawet po tysiąckroć powtórzony obrazek lądowania samolotu z dziesiątkami trumien na pokładzie, żadne metafory i transgresje odsyłające w inne wymiary nie przysłonią przyziemnego faktu, że polski prezydent nie powinien lądować na udającym lotnisko pastwisku.
Ani we mgle, ani w śnieżycy, ani w oślepiającym słońcu. W kwietniu, w grudniu, ani w żadnym innym miesiącu przeklętego polskiego kalendarza.
To tak na marginesie kolejnej rocznicy. Kilka myśli, co nie nowe. Za czasów Norwida ścigały je „policje jawne, tajne i dwupłciowe”. Czasy się zmieniły, dziś dopaść je może jedynie głupota. Odwaga staniała, rozum rośnie w cenę.
Poza stwierdzeniem prostego faktu, że podzielam każdą myśl zawartą w tym wpisie i dziękuję za nie, jeszcze to przypomnienie:
„Transgresja – przekroczenie jakichś granic, zwłaszcza norm moralnych” (Słownik języka polskiego PWN).
Rym do „transgresja” to „agresja”. Przypadek ?
„My szurnięci mamy oko” – pisał Van Gogh do brata. I to jest transgresja.
Urrra! Niech żyje rozum i naukowe podejście do badania przyczyn katastrofy! Raport Millera wszystko nam wyjaśnił: http://www.youtube.com/watch?v=-_8k4uCv6M4
Na szczęście mamy jeszcze raport innego pana M. I wiemy dzięki niemu, że to po prostu była bomba paliwowa, meaconing, sztuczna mgła, opary helu, dwa albo trzy wybuchy i oczywiście lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni. A Tu-154M to przebudowana z bombowca kosiarka miękkich brzóz.
Dziękuję za wszystkie komentarze. I życzę wszystkiego dobrego na Święta Bożego Narodzenia i na Nowy Rok. Życzę wszystkim. Naprawdę.
„Przeklęty polski kalendarz”. No, no, co zatem Pana tutaj trzyma? Oczywiście, tupolew nie powinien wystartować dziesiątego kwietnia, bo ten słuszny, niejątrzący, niegrzebiący nienawistnie w przeszłości, przyjazny wszystkim sąsiadom tupolew wystartował siódmego. Była wtedy i ochrona BOR na lotnisku, i system bezpiecznego lądowania, nie miał problemów z naprowadzaniem. Drugi tupolew nie miał prawa lecieć, to i nie ma się co dziwić, że nie wylądował. Sam sobie winien. Niepotrzebne ofiary i kłopot dla polskiego państwa, które i tak doskonale zdało swój egzamin. Że nie prowadzi suwerennego śledztwa, musi się latami prosić o każdy dowód? Drobiazg. Że pochowani w niewłaściwych grobach? Błądzić, ludzka rzecz! Skończyć już z tym Smoleńskiem! Artyści mają inne tematy: polski antysemityzm, obłuda kleru, księża pedofile, transseksualna prostytutka odkrywa swoją drugą tożsamość. To jest sztuka!
Ciekawe, że współcześnie ujawniło się tak wielu myślicieli którzy w lustrze wypatrują akuszerów mądrości. O ile dość łatwo zrozumieć, że nastolatkowie tworzą teksty – po przeczytaniu dwóch książek i obejrzeniu jednego programu publicystycznego – które rzadko kiedy coś wnoszą do dyskursu, bo liczy się młodzieńcza chęć publicznego wypowiedzenia czegokolwiek, o tyle trudniej zrozumieć to zjawisko w świecie ludzi dojrzałych, czy może raczej dorosłych. Dużo emocji, parę modnych słów i szereg sofizmatów dla zbudowania konceptu. W efekcie powstaje pustka, pusta forma. Rozum jest potrzebny w każdych czasach, ale musi być napełniony treścią. Nie ma po co pisać tego słowa, jeśli nic za nim nie stoi. Odwaga nie staniała. Trzeba ją mieć choćby po to, by zamilknąć jeśli, trzeźwo rozumując, nie ma się wiele mądrego do powiedzenia.
O ile łatwo zrozumieć, że nastolatkowie (pewnie nie wszyscy) są w stanie podążać za głosem swego młodzieńczego idola, powtarzać brednie o zamachu i ofierze, które nic nie wnoszą do żadnego dyskursu, bo liczy się jedynie władza, którą należy zdobyć, tworząc fantastyczne narracje polityczne, o tyle trudniej zrozumieć to zjawisko w świecie ludzi dojrzałych, czy może raczej dorosłych. Jeśli nie ma po co pisać „tego słowa”, jeżeli za nim nic nie stoi, to po co ten komentarz?
Szanowni Państwo, raz jeszcze dziękuję za uwagi. Szczególnie wzruszyła mnie recenzja mojego felietoniku pisana w Wigilię. Ale proszę wybaczyć – na temat pancernej brzozy, mgły i trotylu dyskutować tu nie mam ochoty. Tekst był o czym innym, o kilku „oczywistych oczywistościach”, które warto powtarzać szczególnie w czasach, gdy w publicznych debatach tak bardzo brakuje trzeźwości sądzenia. Myślę, pamiętając oczywiście o proporcjach, że norwidowski gest polemiki z zaczadzającymi nas mesjanizmami jest dziś znowu aktualny.
Różnimy się z niektórymi szanownymi polemistami tak mocno, że pewnie pozostaniemy przy swoich zdaniach. Państwa opinie szanuję, nawet jeśli mają charakter kulturalnych inwektyw. Proszę jedynie, by nie zadawać pytań: „no, co zatem Pana tutaj trzyma?”. Historia pokazuje, że po grzecznie pytających polemistach przychodzili zawsze ci, którzy z myślącymi inaczej postępowali już mniej grzecznie. Banalne, ale – znów – warte przypominania.
I tyle. Łączę wyrazy szacunku.