Wakacje, czas form nowych, chwilowych, niepoważnych. Urlop od rutyny i przewidywalności. Więc i forma bloga dziś inna. Zamiast felietonu, dwa dialogi z tak zwanego życia wzięte. Realizm lekko przyprawiony puentą. Dialogi mogą wydać się zabawne, choć wcale nie muszą. Jak komu w życiu łatwiej.
Żart pierwszy
Wchodzimy do sklepu naszego codziennego. Żona ze złamaną ręką na temblaku, ja z żoną. Znajome sprzedawczynie, z plotkarską serdecznością:
– Co pani…?
– Kobieta upadła – wypalam bez namysłu.
– ???????? – uśmiech, nieuśmiech, blady jakiś.
– Znaczy, szła i upadła – tłumaczę się usłużnie. – Na prostej drodze.
Kupujemy. W ciszy.
Żart ostatni
Przed cmentarzem. Bywam tu ostatnio rzadko, więc na straganie kupuję dużo: świece, kwiaty. Zadowolona handlarka liczy powoli, mnie się nie chce. Trzydzieści siedem złotych wychodzi.
– Z rabatem trzydzieści pięć – oznajmia. – Może pan jeszcze tutaj wróci?…
– Kiedyś wrócę na pewno – odpowiadam.
– Kiedyś też dobrze – ucina.
Nie zrozumiała? A może właśnie zrozumiała?
Ad 1. Zabrakło: „szła do kościoła”.
Ad 2. Cięta riposta. Ukryty talent – może by zaprosić panią „kiedyś też dobrze” z jakim występem do Wsoli? 😉