Blogi Muzeum Literatury
Urzekła mnie twoja historia
Data dodania: 21 marca 2011

[fot. B. Paczowski]

W czasach kompletnie spostponowanych i zdekonstruowanych twierdzenie, że literatura może komuś uratować życie, wydaje się anachronizmem, naiwnością, czystym wariactwem. Byliśmy ponoć świadkami końca paradygmatu romantycznego i wiemy dobrze, że literatura nie zbawia i nie wybawia jako w niebie, tak i na ziemi. A jednak…

Stanisława Cichowska, pasierbica i towarzyszka życia Janusza Gombrowicza, opowiedziała Joannie Siedleckiej, jak Witold – a właściwie jego literatura – uratował życie swojemu bratu, gdy ten trafił do obozu koncentracyjnego w Mauthausen:

„…któregoś dnia brano więźniów setkami do gazu. Janusz był już w jednej z nich, gdy nagle jakiś szrajber, Polak, krzyknął:

– Gombrowicz?
– To ja – mówi Janusz.
A on na to:
– Witold?
– Tak – mówi bezwiednie Janusz, bo co to w końcu za różnica umierać jako Janusz czy Witold?
– Pisarz? Autor Ferdydurke? – pyta ten dalej i nie czekając na odpowiedź, wyciąga Janusza z szeregu. Janusz nigdy więcej już go nie widział i nie dowiedział się, kto go uratował. Czy ten szrajber wykonywał czyjeś polecenia? A może sam znał lub czytał Witolda? (…) Po tym incydencie starano się odsuwać Janusza od najcięższych robót. W ogóle traktowano go jako pisarza, którego trzeba szczególnie chronić. Oczywiście niczego nie prostował i przeżył.”

Przyznać się muszę, że ten fragment reportaży Siedleckiej brzmiał mi zawsze jakoś niewiarygodnie, trochę jak scenariusz łzawego melodramatu z wojną w tle. Ale nie przypadkiem kolorowe pisma i autorzy scenariuszy serialowych tasiemców wystrzegają się „historii z życia wziętych” jak diabeł święconej wody. Zmyślone historie są „bardziej prawdopodobne” niż samo życie. Więc i na temat obozowej historii zapisanej przez Siedlecką zmieniłem w końcu zdanie. Niedawno, po tym, jak Wsolę odwiedził pewien pisarz nieznany. Odwiedził i opowiedział nam swoją historię.

Ten człowiek, nazwijmy go X, nagle stracił żonę i wszystko inne, co kochał. Potem było jak w serialu: rozpacz, samotność, depresja, i tak dalej, tak dalej. I jak w serialu – los się nagle odwrócił, szykując dobre zakończenie. Zupełnie jednak nieserialowe. Bo X zwariował. Oczywiście zwariował w pewnym sensie, to znaczy takim, w jaki wariują wszyscy, którzy nagle nad uciechy rzeczywistego świata przedkładać zaczynają czytanie, pożeranie cudzych myśli i fikcji. X zwariował na punkcie Gombrowicza. Twierdzi ni mniej, ni więcej, że to dzięki lekturze jego dzieł pokonał depresję i opanował myśli samobójcze.

Ja nie wiem, jak lektura na przykład „Kosmosu” może wyciągnąć kogoś z depresji. X to wie i mam nadzieję – opisze. Na razie nic jeszcze nie napisał. Jest możliwością pisania. Takim pisarzem, który nosi książkę w sobie. I w innych, gdyż X szuka innych ludzi, którym – jak jemu – Gombrowicz uratował życie. Chce spisać nie tylko swoje, ale i ich świadectwa. Bez innych świadectw pewnie swojego nie zapisze. Jesteśmy tylko wobec Innych, tak mówił Gombrowicz.

Szaleństwo? Dziwactwo? A może raczej: dziwność? Dziwność istnienia. Więc niechże ktoś z nas opowie X-owi swoją historię.

Tomasz Tyczyński

[fot. B. Paczowski]


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2011 Muzeum Literatury