Scena z tych, co tkwią w pamięci i znaczą co innego, niż chciałby autor. Bezwiednie wypowiadają to, co przemilczane, bo nieświadome.
Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie – niesie się między blokami suplika procesji, kluczącej, jakby chciała zmylić prześladowców albo uciec od ogłuszającego bicia w dzwony. Boże Ciało wędruje po uliczkach osiedla, przystając przed polowymi ołtarzami, jak barykady powstałymi nagle wczesnym rankiem, z dyskretnym stukotem budzącym ospałych. Coraz mniej liczny chór starzejących się głosów wyśpiewuje chwałę pańską i własną lękliwą radość. Jeszcze raz, zanim zejdzie do katakumb.
Ksiądz w symbolicznej bieli gromko opowiada o mistycznej obecności, przywołując świadectwo świętej mistyczki. Edyta Stein, żydówka, która nawróciła się na chrześcijaństwo – mówi kapłan i, jakby sam zdziwiony, zawiesza głos w efektownej pauzie, by słuchacze docenili wagę tej informacji.
Niesieni przez ubrane w białe alby dzieci, oprawieni w złociste ramki Jezus i jego matka, oboje Żydzi, milczą. Ksiądz mówi jeszcze, że świętej przechrzty wyrzekli się żydowscy rodzice. A potem wybuchła wojna i świętą zamordowali hitlerowcy – kończy opowieść. O tym, że zamordowali, bo była Żydówką, nie wspomina.
Przedburzowy zaduch wisi nisko w powietrzu, mieszając się powoli z dymem kadzideł. Na asfalcie rozdeptane płatki kwiatów zacierają ślady.
Panie dobry jak chleb – intonują wierni i idą do domów z pogańskimi witkami w dłoniach. Potwierdzili obecność, umocnili się nieobecnymi.
Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie.
A co z nie-nami?
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie.
A co z nie-nami?” Nie-my pójdą do piekła – bo przecież nie my. Dlatego o nich się nie wspomina.