Mamy więc nowy rok. Rok Niezwyczajny, bo zwyczajnych „roków” w Polsce właściwie już nie ma. Zgodnie z nową świecką tradycją mniej więcej w połowie każdego kolejnego światli politycy biorą do ręki kalendarium kultury polskiej i pilnie szukają rocznic znaczących, które po najbliższym Sylwestrze można uczcić Rokiem Okolicznościowym. Mieliśmy już Rok Gombrowicza, Mickiewicza, Wyspiańskiego, Grotowskiego, Słowackiego, Szymanowskiego, Chopina, teraz kolej na Miłosza. Po prostu: „co rok, to prorok”. Sytuacja nieco dwuznaczna, jak to ludowe powiedzenie, zawierające i podziw dla witalnej jurności, i kpinę z nędzy, która ubóstwo i niepowodzenia rekompensuje liczbą dzieci. Kreację zastępując prokreacją.
Miłosz do takich pośmiertnych hołdów miał dystans. Ironiczny. Przed czterdziestu laty w eseju „Kim jest Gombrowicz?” tak podsumowywał malownicze, a jednak przykre widowisko po śmierci Gombrowicza: „Rodzime tradycje święciły bowiem tutaj zbyt jawny już tryumf. Za życia błazen, po śmierci król-duch, jako że ogromne na królów-duchów zapotrzebowanie”. Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień, tradycje pozostały, zapotrzebowanie na wieszczów-proroków również. „Gra w wieszcza narzuca swoje niezmienne, od dawna ustalone, prawa” – ostrzegał Miłosz. „Zdawałoby się, że jeżeli ktoś zostawi po sobie wybitne dzieło, to dosyć, ale gdzież tam. Wieszcz musi być postacią świetlaną, wspaniałą, heroiczną, a jeżeli miał krzywą łopatkę, to się ją umiejętnie ukryje wznosząc pomnik.” Czy organizatorzy Roku Miłosza mają w pamięci te ostrzeżenia?
Oczywiście, fakt, że to politycy wskazują, którego twórcę kultury mamy czcić w którym roku, nie jest jeszcze powodem, by rocznicową ideę całkowicie przekreślać. W końcu pracując w muzeum, które bez Roku Gombrowiczowskiego pewnie by nie powstało, trudno nie dostrzegać pożytków marketingowych z „Roków owych” płynących. Rok Chopinowski był tu przykładem wymownym: zaskakujących chopinowskich aranżacji i wariacji podejmowali się muzycy najrozmaitszych nurtów i gatunków. Koncertującym we Wsoli przekornie zabranialiśmy grać Chopina, ale nieskutecznie. Miejmy nadzieję, że nie o kasę za te wariacje szło, ale nawet gdyby, to z państwowej szczodrości w popularyzacji czczonego urzędowo „wieszcza” wynika więcej dobrego niż złego.
Byle nie przesadzić z prostowaniem łopatek za pomocą pomników, czemu państwowy mecenat może sprzyjać. Jeszcze fragment z Miłosza, skoro go w tym roku czcić i cytować mamy nieustannie: „Boy kiedyś prowadził kampanię przeciwko brązownikom, o tyle pouczającą, że zupełnie bezskuteczną. Gdyby żył dłużej, przekonałby się, że brązownicza działalność zyskała na sile, jeżeli nie na uroku, kiedy przyłączyły się do niej rządy państw”. W 1970 roku autor „Zniewolonego umysłu” miał na myśli rządy państw niedemokratycznych. Dziś system nakazowy zastąpiły kij i marchewka wolnego rynku, a życie społeczne jest – mniej więcej – wielogłosowe. Może więc w tym roku nie zagłaszczemy Miłosza „na brąz”? Ja pokładam nadzieję w posłance Sobeckiej i jej kolegach: że nie poprzestaną na jednym proteście przeciwko fetowaniu poety, który „choć noblista, nienawidził Polaków, szydził z ich patriotyzmu i bohaterów narodowych” . Że jeszcze takie głosy świętego oburzenia w Roku Miłosza usłyszymy. A wtedy jakiś znudzony telewidz sięgnie może po książkę poety, by samemu sprawdzić, kogóż to wieszcz wyszydzał i dlaczego. Taką nadzieję pozwala przecież żywić casus „Giertych kontra Gombrowicz”, popisowo przegrany przez pana mecenasa.
Tomasz Tyczyński
Post scriptum:
Powyższy felieton nie jest dotowany z programu Miłosz – Promesa ani żadnego innego, co jednak nie oznacza, iż autor nie lubi dotacji.
[ilustracja do tekstu: Czesław Miłosz, rys. Janusz Janowski (1945), kredka/papier, ze zbiorów ML]
Nigdzie nie jest powiedziane, że trzeba Miłosza odlać z brązu i pokryć patyną. To od nas, m.in. zależy czy będziemy z niego robić bohatera czy też potraktujemy go uczciwie. Może warto tylko postawić postulat, aby rok obchodów uchwalano z większym wyprzedzeniem. Żadna dobra wystawa już nie ma raczej szans powstać. Nawet jeśli ktoś napisze scenariusz filmu (toż to biografia, która jest gotowym scenariuszem) to raczej nie zdąży z produkcją. Wydłużenie czasu dobrze by wpłynęło na jakość wydarzeń.