Blogi Muzeum Literatury
14 lutego 2015
Data dodania: 17 lutego 2015

Po kilku dniach wiosennej nadziei zima znów nam przylutowała, lodowatym wiatrem i czymś dziwacznym, spadającym z nieba, bardziej przypominającym kulki styropianu niż śnieg. Po miłościwie ocieplającym świat słońcu już ani śladu, jeśli nie liczyć ptaków rozbudzonych do nagłych zalotów, rozgłaszanych przedwczesnym świergotem. A podobno natura się nie myli.

To oświeceniowe  przekonanie jest tyle samo warte, co teza, że człowiek jest dobry z natury, wystarczy go tylko odpowiednio wychować, a cały będzie dobrem i miłością. W walentynkową sobotę można było pomyśleć, że to teza prawdziwa, tyle na ulicach zakochanych par, facetów z tulipanem w celofanie, sprzedawców nadmuchanych czerwonych serc na uwięzi i innych miłosnych manifestacji.

Były też manifestacje mniej radosne, przeciwko ciemnej stronie życia, czyli przemocy wobec kobiet. Sprzeciwu w obronie prześladowanych nigdy dość, tym bardziej, jeśli ma tak oryginalną formę jak akcja w Polsce organizowana przez Feminotekę. W dwustu krajach na świecie przeciw przemocy wobec kobiet demonstrowano tańcem. Dlaczego akurat tańcem?  „Tańcząc rządzi się swoim ciałem, wspólny taniec wyzwala energię, natomiast gwałt i przemoc odbierają władzę nad własnym ciałem” – uzasadniają pomysłodawcy akcji.

I tu rodzą się wątpliwości, choć nie jest to poród lekki, bo w naszym poprawnościowym świecie sceptycyzm wobec szlachetnych gestów nie jest mile widziany, ba, bywa wręcz podejrzany. Mimo to nie przestaje być powinnością, nakazującą właśnie podejrzliwość. Wbrew oświeceniowej utopii – podejrzliwość również wobec szlachetnych gestów, słów i zamiarów.

Choć dziś to zupełnie niemodne, wciąż warto czytać ze zrozumieniem. Ważyć słowa, swoje i cudze, odważnie. Nie ma wolności bez dociekliwości. Nie ma porozumienia bez zrozumienia. Reszta jest medialną mową trawą. Słomą wystającą z gęby, sianem wypychającym głowę. Przepychankami, słownymi, na początku.

Więc niechaj szlachetni wybaczą: śmiem wątpić. Czy aby na pewno „tańcząc rządzi się swoim ciałem”? Na przykład w tańcu rytualnym, wprowadzającym w trans? Tańcu, który rzeczywiście wyzwala energię, ale przecież niekoniecznie dobrą energię. Jak w tańcach wojennych, dosłownych i metaforycznych, których i dziś jesteśmy świadkami. Czy w ludzkiej naturze nie leży przypadkiem skłonność do poddawania się rytualnym pląsom, krokom i gestom, które podpowiada władca: szaman, wódz, trybun, polityk cynicznie sprawny, a może i obłąkany?  Albo społeczne i językowe klisze, schlebiające naszemu lenistwu?

Szlachetność nie broni przed naiwnością, czasem zaślepia nie mniej niż jej przeciwieństwa. W niedawnej pyskówce medialnej na temat europejskiej konwencji przeciw przemocy przeciwnicy unijnego aktu wskazywali na paragraf, który – ich zdaniem – niesie genderową zarazę, nakazując „działania niezbędne do promowania zmian, wzorców społecznych i kulturowych, dotyczących zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk, opartych na idei niższości kobiet, na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”.

Nie chcę wdawać się w ideologiczny spór o znaczenie tego nakazu, zapisanego zresztą w nowym drewnianym języku. Ważniejszy jest właśnie sam język konwencji, niosący utopijną wiarę w wychowanie nowego człowieka za pomocą oświeconej pedagogiki, opartej – w istocie – na przemocy. To nie retoryczny paradoks. Bo co to na przykład znaczy: „wykorzenienie” uprzedzeń, zwyczajów,  tradycji? Jakie działania okażą się niezbędne? Kto będzie o tym decydował?

Nie trzeba być ogrodnikiem, by wyobrazić sobie, co znaczy „wykorzenić”. Wyrwać chwasta, żeby nie odrósł, z korzeniami, jak głęboko by nie wrastały. Zniszczyć na zawsze, choćby trzeba było wypalić ziemię dookoła, by zniknął, z powierzchni i z głębi. Konotacje, potoczne i oczywiste. Czkawka historii: wyplenić, wziąć „w plen”, zniewolić do wolności.

Przesadzam? Może, ale wolę przesadzać niż poddać się nurtowi bez pamięci. Tak wiele zrobiono już z miłości do człowieka – nie tego, jaki jest, ale tego wymyślonego, od nowa, przez tych, którzy wiedzą lepiej. Nie ma wolności dla wrogów wolności. Naszej wolności. Naszej, więc najlepszej.

Pal sześć konwencje, rewolucje obyczajowe, ideologiczne spory. Gra toczy się o  coś poważniejszego: o pojmowanie natury i kondycji człowieka. W moim przekonaniu sceptyczny pesymizm może i nie broni przez złem, ale przynajmniej daje ostrość widzenia i nazywania rzeczy po imieniu.

Wobec sceptycyzmu też jednak trzeba być sceptycznym, żeby nie popaść we wtórną naiwność. Bo i on bywa bezradny, gdy staje naprzeciw miłości wszechogarniającej, zbiorowej, miłości nie do kobiety lub mężczyzny, lecz do narodu czy ludzkości. Taka miłość jest w stanie zrobić wszystko. Z miłości. Każde szaleństwo, każdą zbrodnię.

Widzimy: i racjonalizm, i sceptycyzm stają bezradne wobec takich aktów strzelistych, jak na przykład miłość Putina do Ukrainy. I miłość Rosjan do Putina.

Rozejmu nie będzie. Przemoc. Prze moc – notuję na odwrocie kartki wyrwanej  kalendarzowi.

Słowa kluczowe: ,

Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2015 Muzeum Literatury