Blogi Muzeum Literatury
Czwarty czerwca i później
Data dodania: 9 czerwca 2014

Każdy czytający zna tę dziwną siłę, która każe czasem wyciągnąć z półki właśnie tę, a nie inną, przeczytaną już dawno książkę. Tak było i tym razem, biała okładka i sześćdziesiąt kilka kartek pożółkły mocno od czasu, gdy czytałem je po raz pierwszy, ze ćwierć wieku temu albo i więcej. Ćwierć wieku, w sam raz na jubileusz.

Przeglądałem tę książkę, czytając zakreślone fragmenty, przewracając kartki na chybił trafił, bez jakiegoś konkretnego zamiaru, tak jak przegląda się stare fotografie. Na ekranie nie wiedzieć po co włączonego telewizora migały ściszone obrazki: plac Zwycięstwa, narodowe barwy, wzruszone chyba szczerze twarze, tło oracji uzdolnionego aktorsko amerykańskiego prezydenta, któremu mowę napisał wybitny spec od polskich kompleksów.

Twarze tym razem uśmiechnięte, wzniesione ręce jak kiedyś zakończone zwycięskim zajączkiem. Optymizm i wiara czołgi przenosząca, cudowne V, wunderwaffe bezbronnych aż po victorię, prawie bezkrwawą. Uśmiech i optymizm na ekranie rzecz dziś rzadka, przynajmniej gdy pokazują polityków.

Ale wkrótce wizję przejęły twarze bardziej tradycyjne, ponure i żałobne, żeby nikt nie miał wątpliwości. Twarze ludzi niewolnych, z urojenia albo ideologicznego wyboru. Po obchodach czas komentarzy, oczywiście komentują głównie politycy, zapraszani do mediów już w każdym temacie, oceniający wszystko i wszędzie, leonardy XXI wieku, omnipotenci i omnibusi, zbawienie umęczonych dziennikarzy-celebrytów, nie mających czasu, by przygotować się do rozmowy.

Zresztą po co? Wystarczy posadzić po przeciwnych stronach wirtualnej barykady tych najbardziej pyskatych, mówiących dużo i głośno, natomiast myśleć zaczynających dopiero po  wyjściu ze studia, wystarczy dać im głos, a już gotowa rytualna jatka, której żadna humanitarna ustawa nie zakaże.

Tak, propaganda polityczna z reguły trudni się wulgaryzowaniem historii. W jubileusz nie inaczej, tym bardziej. Kłócą się oczywiście na przezwiska: kto zdrajca, a kto bohater, kto ułomny, a niezłomny kto, więc na grzebanie w złomowisku historii skazany. Jak śpiewał klasyk poetyckiej satyry: jedni krzyczą „zdrada, zdrada”, drudzy krzyczą „hańba, hańba”. Szołmastgołon.

Wyłączyłem telewizor, jak zwykle za późno, i wróciłem do odkurzonych „Rozważań o wojnie domowej” Pawła Jasienicy. Czytałem cytat po cytacie, zakreślone kiedyś z jakimś rozmysłem, dziś już nie pamiętam jakim. Druk wyblakł, a papier klasy szóstej stracił już klasę, żółknąc i płowiejąc na starość – zbliżał się do pięćdziesiątki, licząc od daty podpisania do druku, bardzo wtedy znaczącej.

Wiem, że należy unikać zbyt łatwych analogii między odległymi wydarzeniami historycznymi, ale fragmenty rozważań Jasienicy o Rewolucji Francuskiej i Powstaniu Wandejskim jak ulał pasowały do tamtego rocznicowego popołudnia. Nie jest jasne, czy historia rzeczywiście się powtarza, ale pewne mechanizmy jej działania wydają się niezmienne, co nie znaczy że bardziej przez to zrozumiałe. Historia nie grzeszy nadmiarem logiki w potocznym tego słowa znaczeniu. Posiada własną i stosuje się do niej w sposób rygorystyczny. – niemal przed półwieczem zauważał Jasienica. Dziś, nawet rozmieniony na przysłowia, brzmi bardzo aktualnie.

Na przykład wtedy, gdy w swoim  nieco staroświeckim zdroworozsądkowym stylu przypomina, o czym łatwo zapomnieć: Upłynęło wiele niełatwych wieków historii, zanim w niektórych (…) krajach na globie przemogło przekonanie, że można z pożytkiem reformować politykę, gospodarkę, społeczeństwo, uprawiać nawet naukę, nie wypowiadając się wcale na temat istnienia Boga, Jego natury i atrybutów. Gdzie indziej aż do dni naszych dotrwała teza, iż nie wystarczy wierzyć lub nie wierzyć, gdyż należy to jeszcze czynić w sposób przepisowy.

Albo gdy argumentuje potrzebę światopoglądowej  neutralności państwa jako fundamentu demokratycznego kompromisu: Porozumienie co do warunków ustrojowych nawet jest łatwiejsze wtedy, gdy nikt nie żąda, by ludzie zaparli się dusz własnych, pozapolitycznych przekonań i umiłowań.

Albo gdy ostrzega, że ów dający wolność demokratyczny kompromis jest stale zagrożony, bo nieustannie wszak snują się po tym padole przejęci pogardą dla jego nielogicznych urządzeń teoretycy, posiadacze nieomylnych recept zbawienia. I wskazuje sposób samoobrony przed nawrotami ideologicznego szaleństwa: wydaje się, że ratunek przed regresami […] polega na zabiegu z pozoru prostym, lecz jakże trudnym do urzeczywistnienia: porządek polityczny powinien zabezpieczać społeczeństwa przed ludźmi, którzy za dużo wiedzą na pewno.

Nie zestarzał się też sceptycyzm Jasienicy. Działając w imieniu abstrakcyjnego rozumu, grubo przekroczono granicę rozsądku, którym zwykli ludzie posługują się na co dzień. – pisał o konceptach ustrojowych Rewolucji Francuskiej co prawda, ale przecież ten rozziew między wiedzącymi lepiej politykami a wiedzącymi swoje zwykłymi ludźmi istnieje do dziś.

Dotyka on również jednej z najważniejszych zasad współczesnej demokracji: Zasada równości, podobnie jak każda inna, może być dwojako użytkowana: posłużyć za temat zawiłych interpretacji, przysłaniających konkretne interesy, albo materializować się w dniu powszednim, w sensie dla wszystkich zrozumiałym. Pewnie dlatego politycy wolą hasła i epitety, a nie definicje.

I jeszcze zdanie, które nadaje się na memento dla nie tak dawnych rozważań o końcu historii, zwiastującym powszechny ład i postpolityczną szczęśliwość: Wbrew szkolarskiemu optymizmowi, błogo wieszczącemu ostateczną i nieuchronną przewagę tego, co rzekomo konieczne, rzeczywistość dziejową tworzą często przekonania, postawy i dążenia niesłuszne, szkodliwe, zbrodnicze bądź po prostu głupie. Czy nie tego znów dzisiaj doświadczamy?

Najsmutniejsze są jednak te fragmenty „Rozważań o wojnie domowej”, w których Jasienica opisuje codzienność rewolucyjnej republiki i rządzące nią mechanizmy, streszczając na przykład wojskową karierę pewnego paryskiego złotnika następująco: Mianowali go tacy, co uważali, że polityczna prawomyślność nie tylko zastępuje, lecz o całe niebo przewyższa kwalifikacje fachowe.

Oddając się analogiom, nie można zapominać, że Jasienica pisał jednak o niezwykle krwawej zmianie ustroju, nazwanej później Rewolucją Francuską. Nasza rewolucja ustrojowa z 1989 roku i lat następnych była bezkrwawa, czego niektórzy do dziś nie mogą odżałować. Może dlatego nie widać końca naszej, na szczęście zimnej, wojny domowej.

Bez złudzeń: Wolter pozostał wielkim Wolterem mieszkając na szwajcarskiej prowincji. Był z takich, co głową podbijają świat. Niektórym ambicjom na gwałt potrzeba szczudeł politycznych i biada temu, kto zechce je potrącić.

To też Paweł Jasienica, literat, jak sam się przedstawiał.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury