Blogi Muzeum Literatury
Śmietnik polski
Data dodania: 13 maja 2013

Pisać  o „Kronosie” za wcześnie, skoro czytali go na razie jedynie wybrani. Wydawcy liczą, że przeczyta i naród cały, a jak nie cały, to przynajmniej ten skandale lubiący.  Ale właściwie po co ma czytać, skoro wybrani chętnie o tajnych jeszcze przez chwilę zapiskach opowiadają. Więc pogadać już jest o czym:

– Słyszała pani? w telewizji, że ten cały Gombrowicz to ten tego?
– Ten tego ten, pani kochana, ja od razu mówiłam.
– Ale żeby i ten, i tego, no niechże pani powie?

***

Po prawdzie, to naród więcej chyba o czekoladowym orle ostatnio gadał: czy dobry to patriota, co godło wcina, paluchy upaprane oblizując i czy nie zły to ptak, co czekoladową masą gniazdo wspólne kala? Pobłogosławionego przez prezydenta ptaka z białej czekolady widziałem tylko na zdjęciu. Nie jestem ornitologiem, ale wronę niezgrabną przypominał mi raczej ten orzeł na wesoło, orzeł przeciw smutasom, orzeł na miarę naszych potrzeb i możliwości, orzeł z pożółkłej białej czekolady, co na czekoladowej kupce ni to przysiadł, ni to do lotu się przyczaił, skrzydła rozkładając, ale bez przekonania do podniebnych podróży, po to raczej, by inne wrony od skórki chleba wypatrzonej opodal śmietnika odgonić.

***

Zdaję sobie sprawę, że z wiekiem zrzędliwy się robię, anachroniczny, niepostępowy. Ale jako nieślubne dziecko panny „S” i patosu, pamiętam przecież, jak komendami radość urzędową próbowano wywoływać i jak pałami wybijano radość spontaniczną. I pierwszego, i trzeciego maja, i w inne dni. Dlatego z tamtym białoczerwonym serio kłóci mi się dziś kabaretowy lilaróż baloników, dmuchanych w święto flagi, jak na razie wciąż tylko w połowie białej. A w głowie zaczadzonej ulicznym romantyzmem sprzed ćwierćwiecza kołacze mi się bez sensu: orła wrona nie pokona.

Wrona, wiadomo, była czerwona, więc szczególnie lekko rymowała się do skona.

***

Skojarzanki jak na maturalnym teście, tej usankcjonowanej szkolnym przymusem formie familiady, w której tajemna komisja osądza, co populi, a co dei. W tym roku komisja wysoka i centralna na maturę z polskiego  wymyśliła młodym ludziom autorów i tematy niezwykle współczesne, tyle że współczesne inaczej: Orzeszkowa, Żeromski, Baczyński, nad Niemnem i na przedwiośniu. Jakby nic nie wydarzyło się przez ostatnie stulecie, jakbyśmy nie mieli innego języka, niż odwieczne chwała zwyciężonym oraz innych marzeń, niż szklane domy, przynależne czy się stoi, czy się leży. I jakby białoczerwona była jeszcze i biała, i czerwona tylko dlatego, że za mało krwi utoczyć sobie daliśmy, by cały sztandar ufarbowała.

***

Bitwy dzisiaj inne, więc może jednak nie rozdziobią nas kruki i wrony. Co innego nas zniszczy. Kiedy w świąteczne dni jadę starymi trasami za miastem, oglądam krajobraz po bitwie stoczonej z przyrodą przez tubylców i tych, co na ojcowiznę wracają rekreacyjnie, w dzień święty. Przy drogach wypalone pnie drzew ściętych razem z dopiero co skleconymi ptasimi gniazdami, zielone gałęzie poukładane równo na rowach jak kończyny obcięte jeńcom, a opodal  żelastwo, którego nikt już nie przekuje ani na zbroje, ani na lemiesze. Gdzie indziej opakowania po namiastkach wieczności – nigdy nie poddających się rozkładowi  olejach i smarach, i butelki, morze butelek, wyspy z butelek, butelczane fisharmonie pijackich uniesień i czkawką roztłuczone okruchy alkoholicznych upadków. I jeszcze: wychudzone worki, nie pamiętające, co je niedawno rozpychało; reklamowe obietnice rajów, poblakłych od czekania; a także rdzą poranione ślady zmechanizowanego dobrobytu i nadgniłe pozostałości parcianego luksusu. Nie pożywią się ni kruki, ni wrony.

***

W jednej z ostatnich rozmów Jan Nowak-Jeziorański, bohater nielukrowany, powiedział, że w czasie pokoju, gdy nie trzeba dla kraju narażać życia, patriotyzmem jest wrzucenie papierka do kosza na śmieci. Prawdziwi bohaterowie nawet banału bać się nie muszą. I nie muszą nam słodzić.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2013 Muzeum Literatury