Blogi Muzeum Literatury
Na zachodzie bez zmian
Data dodania: 29 lipca 2013

Złe wieści osaczały nas jak wrodzy żołdacy. Wieszczka, której przerażenie zjeżyło włosy w przeogromne afro, przepowiadała kolejne klęski. Front wschodni był już całkiem blisko. Z południa nadciągały gorące masy. Te nadciągające z północy były zdecydowanie zimniejsze, morskie, a nawet polarne.

Jak zwykle, zetrzeć się miały nad naszym biednym krajem. Komunikaty o frontach nadciągających ku nam nie pozostawiały złudzeń: wkrótce zderzą się na lądzie i w powietrzu. Rozlegną się grzmoty zagłuszające walenie serc uwięzionych w gardłach. Szeroko przerażone oczy oślepną od błysków kaleczących niebo. Tętnice pulsujące popędzaną strachem krwią wydadzą się cichymi strumykami, gdy wroga fala znów przerwie nie naprawione na czas wały obronne.

Znikąd ratunku, mimo że skakaliśmy po kanałach, z jednego w drugi, łudząc się, że któryś wskaże bezpieczne wyjście. Prawie pogodziliśmy się z myślą, że odcięci i osaczeni, zostaniemy w domu. Z nadzieją, jak zwykle w naszej historii, zerkaliśmy jeszcze na zachód. Może stamtąd nadejdzie odsiecz, a przynajmniej słowa otuchy. „Na zachodzie bez zmian” – gibki gawędziarz, plączący się tanecznie przed mapą, na której zaznaczono fronty, linie i rubieże, pozbawił nas złudzeń bezwiednym cytatem.

Mieliśmy uwierzyć? Jemu? Kretowi? Wydaliśmy komendę pilotowi, na wygaszonym ekranie zapanował pokój. Przyszłość niech pozostanie nieznana, przynajmniej przez dwa tygodnie.
Jedziemy. A pogoda jest w nas.

Następny wpis pod koniec sierpnia, po urlopie. Dobrej pogody, ducha oczywiście.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2013 Muzeum Literatury