Blogi Muzeum Literatury
Live i życie wieczne
Data dodania: 19 lipca 2013

Wydaje mi się czasami, jakby ten, który jest, jeśli jest, chciał zacząć wszystko od nowa. Bez swoich urzędników, bez korporacji w sutannach, bez wielkopańskiego sznytu hierarchów. Wiem, że podobne literackie mrzonki roiły się w głowach odszczepieńców od zawsze, od pierwszych chrześcijan począwszy. Czy jednak bez utopijnej wiary w cudowny nowy początek, w niepokalane jeszcze odrodzenie, możliwa jest wiara? Jakakolwiek, nie tylko religijna.

Znak czasów: kto ciekaw, mógł na żywo obejrzeć transmisję z „aktu zgorszenia”, rozgrywającego się na dwóch scenach: przed jasienicką plebanią i w kurialnych zaciszach gabinetowych. Nie mam ochoty rozsądzać, które racje w potyczce wyświęconych kogutów były cięższe. Żadne to odkrycie, że instytucje Kościoła są tak totalnie zhierarchizowane, iż w istocie totalitarne.

Niewiele mam zrozumienia dla tych, którzy niedyskutowalny obowiązek posłuszeństwa właściwy takim systemom odkrywają po latach funkcjonowania w nich. Jednak biograficzno-pokoleniowa przypadłość wywołuje niechęć do wszelkich funkcjonariuszy, więc i moja sympatia pozostaje po stronie prowincjonalnego proboszcza postawionego naprzeciw namaszczonej maszynerii władzy, której butnym uosobieniem w konfrontacji przed kamerami był kanclerz kurii, zachowujący się właśnie jak funkcyjny w korporacji.

Wracając do początku: wiem, że literacki koncept Chrystusa odrzuconego, którego powtórnego przyjścia nie zauważa ani świat, ani Kościół, pospołu pogrążone w materialistycznym oszołomieniu i namiętnej walce o władzę, to dziś motyw już wyświechtany i trącący myszką. Pokusa metafory jest jednak silniejsza niż lęk przed powtórzeniem. Kiedy więc w czasie włóczęgi rowerowej po znanych od lat trasach znów przejeżdżam obok małej, błękitnawo pobielonej kapliczki, zawieszonej na drzewie stojącym przy rozstaju leśnych dróg, tym razem przystaję.

Przyglądam się miniaturowej matce z dzieckiem o przedwcześnie dorosłej twarzy. Pochłonięci sobą, rękoma zajętymi zwyczajną czułością nie próbują nawet wskazywać, który z krzyżujących się duktów mam wybrać. Wystarczy, że mnie zatrzymali i dają do myślenia. Dają pomyśleć.

Jak to zapisano w – dla wielu świętej – prozie? Błogosławieni cisi. Ich będzie królestwo. Jeżeli będzie.


Komentarze
  • mad 19 lipca 2013

    Idę o zakład, że Lemański księżując za naszą zachodnią granicą we Francji, Austrii, Niemczech – nie miałby takich kłopotów ze swoim biskupem, kanclerzem i kurią jak w Polsce. I na odwrót – księża, którzy robią karierę w polskim kościele na Zachodzie zwykle spotykają się z protestem środowisk katolickich. A Kościół ten sam – katolicki, hierarchiczny i niezreformowany.
    To Lemański ma rację, że sprzeciwia się arogancji władzy. Ten człowiek upomina się o zwykłą przyzwoitość w Kościele, a nie o „cudowny nowy początek”. No, ale jeśli u nas przyzwoitość u władzy to cud i utopia, to pozostaje tylko współczuć Lemańskiemu aż tak zdeprawowanych bliźnich.

  • Dodaj komentarz:

    Copyright © 2010-2013 Muzeum Literatury