Blogi Muzeum Literatury
POST
Data dodania: 4 marca 2019

…zbliżyć się cokolwiek niekiedy do ośrodka bólu.
To wciąga. Potem już trudno się wydostać.
(Witold Gombrowicz, Dziennik, 1966)

Doczekać się słońca. Nie takiego jak dziś, przegnanego chmurami, po godzinie, przeczesanego lodowatym wiatrem, na którym skrzydła marzną nawet wronom. Końcówka lutego, trochę nadziei, długie czekanie.

Dzwoni B., kolega z klasy, z liceum, podzwania przeszłością. Zaprasza na czterdziestą rocznicę matury. Trzeba się spotkać, mówi, na pięćdziesiątą pewnie już nie wszyscy przyjdziemy.

Ma rację, ale nie lubię tego oglądania własnej niemłodości w oczach innych postarzałych. To jakby badać przeszłość pod zepsutym mikroskopem, który zniekształca i rozmywa obraz. Istnieliśmy młodzi, teraz jesteśmy jak bóle fantomowe.

Żartuję z jego krakania o następnej okrągłej rocznicy, a B. podejmuje ton, ha, ha, nie przejmuj się, ja przyjdę o kulach, miałem niedawno operację biodra, ha, ha, pociesza, kogo? Śmieszne, boki zrywać, może jeszcze pozszywają.

Wybiorę się, mówię w końcu, dobra data, tego dnia po raz ostatni będę miał piątkę na początku liczby lat. Naprawdę dobry moment, żeby wyjść.

Zapominam o tej rozmowie, zaraz, siedzimy z A. i E. przez kilka godzin, planujemy przyszłość, nowe idzie, z rozmachem, one młodsze ode mnie o kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Więc jednak jest przyszłość, wystarczy się nie dać, nie zezować za siebie.

W domu wsiadam na rower, przecież się nie daję, po piętnastu kilometrach nuda, włączam telewizor, kiepski mecz naszej futbolowej ekstraklasy, zawsze to jednak jakaś rozrywka, zabijanie czasu.

Ale mecz się nie zaczyna, minuta ciszy, brzmi rockowe epitafium, taka moda. Na trybunach transparent, zdjęcie sympatycznego, nobliwego mężczyzny z siwym wąsem, wygląda na starszego niż daty poniżej: 1963 – 2019.

Ta pamięć jak seryjny zabójca, profil łatwy do rekonstrukcji: wczoraj Janusz Skowron, kilka dni temu Mark Hollis, wcześniej jeszcze tamten znajomy… sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt cztery, sześćdziesiąt…

Jest ostatni dzień lutego, wieje lodem z rozmrażających się chmur. Dotrwać do słońca. Do końca. Łatwo się rymuje.

Żart sytuacyjny. Suspens.


Dodaj komentarz:

Copyright © 2010-2019 Muzeum Literatury